Prezentujemy obszerne fragmenty książki "Zamach na prawdę" Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego.
Wróćmy do uszkodzenia bądź zniszczenia magnetofonu drutowego z jaka-40. Jak mogło do tego dojść?
Zdarza się, że biegli badają unikalny materiał dowodowy. Przykładowo, poddają ekspertyzie dokument wielkości kilku centymetrów kwadratowych. Zawsze w takiej sytuacji wysyłają zapytanie, czy sąd zgadza się na badanie mimo ryzyka, że podczas czynności dokument może zostać uszkodzony albo zniszczony. Do dzieła przystępują, dopiero kiedy jest zgoda sądu. Tymczasem tutaj mamy do czynienia z jednym z najważniejszych dowodów śledztwa, który po tym, jak dostaje się w ręce komisji Millera, zostaje zniszczony lub uszkodzony! Przez blisko pięć lat opinia publiczna nie wie, co się z nim dzieje, a prokurator Maksjan na konferencji prasowej nie poświęca tej sprawie ani pół zdania. Jakby tego było mało, kapitan Wosztyl twierdzi, że nie ma najważniejszej części nagrania, w której miała paść komenda o 50 metrach. Jeśli to nie jest czysta manipulacja, to co to jest?
To mogło być przypadkowe uszkodzenie.
To bajka dla małych dziewczynek. Zbyt długo pracuję, żebym mogła w to uwierzyć. W każdym cywilizowanym kraju dawno zostałoby wszczęte postępowanie w tej sprawie, i to niezależnie od tego, czy uszkodzenie nastąpiło celowo, czy przypadkowo. Śledztwo powinno objąć osoby, które miały zabezpieczyć dowód, lecz nie dopełniły obowiązków. Prokuratorzy powinni odnieść się do faktu, że Instytut Sehna pracował na kopii, a nie na oryginale zapisu rejestratora z jaka-40.
Wszyscy członkowie załogi jaka-40 zeznali, że słyszeli komendę o zejściu tupolewa na 50 metrów. Czy aż tylu świadków mogło się przesłyszeć?
Więcej informacji na temat książki "Zamach na prawdę" na facebooku i twitterze.
Serdecznie zapraszamy na konferencję prasową z udziałem autorów książki.